Sssssss... Serpentyny

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100, z kimś
Dżień zaczął się jak zwykle o świcie. Ale dla nas świt, świtem, a wstawanie wstawaniem:D Po przebudzeniu i natychmiast stwierdzeniłam: " Ufff... ale gorąc! wyjść, wyjść stąd jak najprędzej!" Pierwszym tekstem jaki uslyszałam tego dnia, zamnim zdązyłam jeszcze zrealizować plan opuszczenia namiotu, było zdanie wypowiedziane przez jakiegoś pana z sąsiedniego domku kempingowego " No, ale na spanie w namiocie to jednak teraz jest za zimno";) Nie ma to jak tak:D Otoż tej nocy bylo nas już 6 osób. Gdyż w caym dniu poprzednim (kajaki+jezioro,spacer po okolicy) towarzyszyl nam Aniasz i tak jej juz zostalo do konca wyprawy:D A wiec, tak jak już mowiłam, w koncu udało nam sie wstac i nawet jakoś zebrać manatki, Wiec komu w drogę, temu...guma. Tym razem padło na Cubusia. Maciej oczywiście się nim odpowiednio zaopiekował, ale kłopoty pozostaly w sumie do końca wyjazdu. Dlatego nastąpiła zamiana: Domi dostała Moncię, a Maciej próbowal ujarzmić Cubusia. Jakkolwiek... dzień był długi i męczący. Co się zjechało serpentymami , to trzeba było znowu podjechać i ciut więcej i tak w kółko (wręcz w dwa kółka, bo na monocyklu nikt nie jechał;P). Krajobrazy były ładne. Mijalismy urokliwe "łąki porosnięte jakimś białym gównem"( jak to stwierdził jeden z uczestników:P) i rożowe słupy napięcia. Byly też i burzliwe momenty ( i nie chodzi tu bynajmniej o pogodę) ale wszystko się wyjaśniło szybko ( tak, jechaliśmy tą drogą, ale do Ustrzyk było jeszcze 20 km). W końcu słońce zaczęło zachodzić, a że akurat byliśmy wtedy w sprzyjającym miejscu, to musieliśmy zatrzymać się na sesję zdjęciową. Kawałek dalej nastąpiło pożegnanie i opuściwszy wyjazdową ekipę pojechałam razem z Dudkiem aby wypełnić mission [top secret] (jak sie potem okazło mission imposible).

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zejez

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]