Ale jednak się nie udało. I był dołek. Ale na szczęście tak się złożyło, że Damian zaproponowal przejażdżkę. Więc czemu nie? Zajechalam w umówione miejsce a tu nic. Napisałam esemesa gdzie dokładnie jestem. Zdążyłam zauważyć, że chyba mam źle założoną oponę, aż w końcu nadjechał. Jak się okazało był tu za wczesnie, wiec pomyślał ze po mnie wyjedzie. Wybrał nie tą drogę co trzeba. Dalej razem, do Sękowej. W pewnym momencie rozmowa: " Ej ale ty znasz tą drogę, dobrze jedziemy?" "Nie, ale myslałam, że ty ją znasz". Wróciliśmy, znaleźliśmy tą drogę o którą cały czas nam chodziło. Potem był 'taniec radości' w drzwiach sklepu, do którego dojechaliśmy w ostatniej minucie przed zamknięciem:D szczęśliwa gwiazda:P Potem jeszcze jedna okoliczna górka, zjazd, i powrót przez Węgierską, znowu Kobylanka i powrót do domu już po ciemku. Nawet nie przypuszczałam, że wogole dzis wyjdę z domu, ale nastrój się polepszyl:)
Wczesna pobudka i odwiedziny na bazie. Zostaliśmy przywitani gorącą kawą i bieganiem na rozgrzewkę (w sumie to nawet sie przydało, bo troche zmarzliśmy). A potem jazda do Wetliny. Msza, rozmowa z księdzem, który zagadal do nas jak zobaczył, że my na rowerach. Pożegnanie, powitanie, jazda na kemping i w trase (pieszą). Wetlińska:D Słonko przypiekło, napilam się chyba najdroższej wody w życiu(wszyscy kochamy schroniskowe ceny:/). Jednak Bieszczady mają w sobie coś, nie tylko pieszo ale i z wysokości dwóch kółek 26";) Wieczorem próba rozpalenia ogniska, do ostatniej zapałki, co jak się pożniej okazalo było błędem. I tak nam się nie udało. Patryk się tym nie przejmowal i tańczyl dookoła. Część poszła na mecz Hiszpania -Holandia (a propos, w namiocie obok byli bardzo mili państwo z Holandii;) Pozostale niedobitki złapały doła i poszły do namiotu. I tak zakończył się przedostatni dzień naszego wyjazdu.
Z Aniaszem do Domi po Cubusia, żeby odstawić go do Macieja. Oczywiscie wiekszosc drogi w deszczu. Deszczowy nastrój.. nic nie wiadomo tak naprawde. Jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem a ja mam już tego dość. Koniec.
Obudziłam się dziwnie wypoczęta, popatrzyłam za okno- pogoda piękna i to był chyba pierwszy raz w tym roku, kiedy naprawdę poczułam potrzebę wskoczenia na rower i kiedy miałam ku temu możliwość:) Zanim wstałam itd niebo sie zachmurzyło, ale już nic nie mogło mnie powstrzymac. Trasa taka, jaka pierwsza przyszła mi na mysl: Gorlica-górka Sokolska- Dominikowice-Kryg-Rzdziele-Wapienne-Męcina-Sękowa-Gorlice. Mijane miejsca sprawiły, ze przypomniala mi się nasza pierwsza wyprawa, a dokładniej jej planowanie:) 60km w pierwszy dzien- przed wyruszeniem mieliśmy obawy czy damy rade;) A kawalek dalej jeszcze starsze wsponienia jakto szukajac z siostrą cmentarza z I wś w Rozdzielu pewien pan pokierował nas , zebysmy za "koparką w ogródku" skręciły w prawo. Zrobiłyśmy tak, ale nie mogłyśmy nic znaleźć. Zrezygnowałyśmy z szukania i zaczełyśmy jechac dalej w stronę Wapiennego, patrzymy, a tu sie okazuje ze w Rozdzielu dwoje ludzi trzyma koparki w ogródku;P i oczywiscie cmentarz był na prawo odtej drugiej. Mimo moich obaw pogoda wytrzymala, ale slońce wyjrzało zza chmur dopiero kiedy wchodziłam do domu. Za to są spore problemy kondycyjne... Niby nawet dobrze podjezdzało mi sie pod górki o które się najbardziej obawiałam, ale na szczycie każdej miałam zadyszke:( A za tydzień... hmmmmmm :):):)
Do babci i spowrotem. Ehh takie to życie pomiedzy ścisłymi teoriami matematycznymi a złudnymi nadziejami. I do tego jeszcze te plany-marzenia, chyba jednak nie do spełnienia?
PS Oczywiście jek wizyta u babci to i pozdro dla Macieja musi byc;)
Krótka wycieczka z Bartkiem;) Większą część trasy przejechałam na jego rowerze( żeby było szybciej:P) Już na samym początku spotkaliśmy większą grupę rowerzystów( wycieczka z PTTK'u). Oni też, jak sie okazało, jechali do Folusza ale na szczescie inna trasą:) Po drodze niespodziewanie spotkaliśmy jeszcze dwie znajome osoby, też zmierzające do tego miejsca. W Foluszu dojechaliśmy do konca asfaltu i musieliśmy wracać bo czasu mało. Tak czy siak, przejechałam się, pogadaliśmy troche, zbytnio się nie zmachałam, nie było zapowiadanych burz także kolejna udana wycieczka w tym sezonie:D A tak wogole to gratulacje dla Kini, bo znowu zaszalała:)
Wreszcie początek sezonu- mały rekonesans po okolicy. Pogoda iddealna:) Pięknie, zielono, kwitnąco. Dużo nowej energii i poprawa humoru. Trasa pokręcona, dużo miejsc chciało by sie odwiedzić i zobaczyć czy wszystko po staremu:) Kinia ani Bartek niestety nie mogli pojechac;( Ale jadąc samotnie ma sie dużo czasu na przemyślenia typu: czy pan z łopatą działa na tej zasadzie co kominiarz? Dzisiaj dowiedziałąm sie, że jade na dwóch gąsienicach wybieżnikowanych ( a jechałam jeszcze na tych oponkach od yeti91;P Ogólnie pozytywnie cała wycieczka:) Tylko kondycja kiepska (i to nie tylko moja ale rowerka też:( ). A Biesy sę zbliżają...
Dawno nie dawałam znaków życia... Ale dziś Dudek( którego wczoraj zabetonowali;P) wyciągnął mnie po cache'a do Woli Cieklińskiej. I bardzo dobrze bo wyjazd był świetny, choć pogodzie do ideału dosć duzo brakowało. Silny wiatr robił swoje, także jechało sie momentami pod kątem troche mniejszym niż 90 stopni do podłoża i wogole nosiło po całej drodze i poboczu:/ Dojechaliśmy do cmentarza, znaleźliśmy pierwszego cache ale w nim były tylko współrzędne drugiego. Jako że my szukamy bez GPS trzeba było kierować sie wyłacznie tym, ze cache miał być schowany pod "rosochatym drzewkiem ok 300 m od cmentarza". Dorwaliśmy sie do pierwszego lepszego pasującego do opisu i Dudek zabrał sie za okopywanie. Kiedy nie było widać efektów, postanowiłam sie rozglądnąć po okolicy. I zobaczyłam troche dalej miejsce które trzeba też było sprawdzić. Poszliśmy tam z Dudkiem i już po chwili mieliśmy w ręku skrzynke, pozostało ją otworzyć, co też nie było do konca łatwe;P. szybki wpis i wymiana i lecimy do rowerów. Wsiadamy na nie i po minutce widzimy Bartka który gonił nas od dłuższego czasu. Powrót już we trójkę w ciemnościach. Po tej wycieczce znowu odżyłam:D
Miał być tylko kawałeczek do parku, ale potem stwierdzilam, że trzeba zrobić choć kilka kilometrów żeby mi sie kiedysiejszy torcik na tłuszcz nie przerobił bo pozniej bym była "bardzo pulchna" albo co;P Trasa pomieszanie z poplątaniem. a kondycja leży i kwiczy;(