Pomysł powstał dzień wczesniej wieczorem. Nie mogłam przegapić okazji, bo dawno planowałam wyjazd do Łańcuta a teraz nadarzyła sie okazja ze przez wiekszosc drogi bede miala towarzystwo. Tak więc wyruszyłam w południe z Aniaszem,Domi, Maciejem i Patrykiem do Jasła, gdzie pożegnaliśmy Patryka, bo musiał wracać. Potem z resztą do Frysztaka ( oczywiście postój i zdjęcia na górze w Warzycach). Dalej już tylko z Domi i Maciejem. A od Rzeszowa już samiutka, poprzez piękne fragmentami odludne tereny przy promieniach zachodzącego słonca. Naprawde pięknie było:) Mały kryzys podczas podjazdu pod Łańcut a potem piękny zjazd i długa prosta aż do osiedla gdzie miałam nocleg u Cioci:)
dzis wyjątkowo pojechałam na rower wiecej niz jeden raz;) Najpierw z kuzynką( jak na pierwszy wyjazd w tym roku to genialnie)i Maciejem Biecz troche okreznymi drogami, tam Maciej nas chamsko zostawił (nie wybaczymy ci tego:P) więc miałyśmy baaardzo długi i przyjemny postój z lekkim świrowaniem i znajomymi z Biecza. Wieczorem z Natalią i siostrą w odwiedziny do Ani, do Zagórzan. Spacerek, gadanie i powrót. Dzień zdecydowanie udany choć może kilometrów za dużo nie ma.
Z Patrykiem. Bez żadnego planu. Wyszło jak wyszło: Gorlice-Wapienne-Lipinki- Libusza-Kobylanka-Zagórzany-Gorlice. Temeratura spadła, zaczynam odżywać:) A jutro jak bedzie pogoda to pewnie jakiś rajdzik pieszy;)
Przez przypadek dowiedziałam sie, że Patryk wybiera sie na setke i natychmiast stwierdziłam ze ja tez jade. Główny zarys trasy- Patryk, ulepszenia;P-ja. G-ce - Magura- Regetów- żółty rowerowy- Hańczowa- Wysowa- niebieski pieszy- Ropki- dalej pieszy -czerwony rowerowy - Stawisza - Florynka- Grybów- Gródek- szymbark- G-ce- żeby dobić do setki trasa nad rzeką. Ogólnie bardzo przyjemna trasa gdyby nie straszny gorąc i prażce słońce.
nie mogłam sie zdecydować ale ostatecznie Domi mnie namowiła i pojechałam z nia i z Maciejem na Wapienne na basen. W sumie to spokojnie było, zachowuywaliśmy sie normalnie, no może tylko mieliśmy dość specyficzną ( firmową, rowertową;)) łyżeczkę do dżemu. potem powrót do gorlic, i jeszcze kawałek odprowadzić Domi. Potem samotnie do Gorlic. Warto było:)
Ze wzgledu na to że kilka "rowerowych" osób jest kochanych wszedł w moje posiadanie licznik i rekawiczki rowerowe. Maciej zamontował mi licznik a potem zrobiliśmy krótką rundke testową. Dzieki Ekipa:*
Popołudniu zadzwoniła Aniasz, a jej sie nie omawia:D I tym sposobem rower po raz pierwszy od dłuższego czasu zostal wyprowadzony na spacer:) ( ale bynajmniej nie w takim znaczeniu jak ostatnio rower Dudka;P). Koło Dukata patrzymy a tu z naprzeciwka nadjeżdża Tomek. Kilka minut moich protestów przeciwko jego propozycji, żebyśmy jechały z nim po Macieja i Bartka, którzy wracali z Sanoka, ale oczywiscie Tomek postawił na swoim i po chwili jedziemy w kierunku Krępnej. Ja oczywiście nie wyrabiam za resztą, bo kondycja nie taka i jeszcze mało powietrza w kołach. Dojechaliśmy do skrętu na Lipinki i niestety z powodu braku czasu ja z Aniaszem skręciłyśmy. Potem Wójtowa, Libusza, i strasznie pokręcona droga z Kobylanki do Sokoła. Potem już prosto do domu.
Najpierw kawałek z Patrykiem i powtórka do matury z ang;P bardzo fajna trasa terenem, Sękowa i wokół parku. Potem ni stąd ni zowąd pojawia się Maciej:) Postanowiłam zmienic brodzik intelektualny:) pojechałam z Maciejem do Dudka. Obudzilismy biedaka;P (było kolo 16). We trójkę do Ropy, nawet nie pędzili strasznie za co wielkie dzieki:) Szybkie załatwienie spraw, kilka minut ciszy na czesc koła Scotta, które pewnie zostanie niebawem wymienione. Dalej "prosto do domu" przez Łosie. Tam niestety nastąpił kolejny atak grypy dętkowej. W koncu mogłam jechac soim tempem, a chłopcy prowadzili. Macieja wkrótce zabrała pomoc drogowa;) A my we dwójkę wrocilismy juz bez przygód do Gorlic. I tylko mój czołg wyszedł z tego wyjazdu cały.
Właściwie to nie wiem co tu robie bo nie jestem tak bike'o-sprytna jak wiekszosc tutaj ale co tam;:) Trzeba było działać żeby mózg mi sie nie przepalił wiec w czw wieczorem gg z Maciejem a w pt koło 13 w droge:)Trasa to oczywiscie moja wesoła twórczosć;) Najpierw typową drogą do Szalowej a potem zielonym szlakiem pieszym aż do Bobowej, po drodze bardzo przyjemny kawałek terenu bo z górki i nie za stromo. Potem do Ciężkowic, krótki postój i dalej, zeby po "400m" dotrzec do Skałki z Krzyzem. Tam lekka konsternacja-albo utyliśmy albo szczelina którą sie wchodzi na skałke sie zweżyła, ale jakos dalo rady. Maciejowi sie nudziło wiec tylko kilka zdjęć na skałce i trzeba było jechac dalej. Teraz miała byc straszna góra przed nami, ale nawet nieźle mi sie jechało. Po drodze cmentarzyk w Zborowicach na którym jeszcze nie byłam, dalej Staszkówka- Moszczenica (cały czas w dół:D:D:D ). Potem nie chciało mi sie wracac po górkach wiec wyblagałam Macieja, zeby po trzykrotnym okrążeniu ronda pojechał na Zagórzany. I przez Chopina do domku:) Każdy z ekipy był w tym roku w Ciężkowicach- byłam i ja;P Terapia poskutkowała- teraz można spokojnie dalej sie uczyć:) następny wpis pewnie w czerwcu;) Pozdrower dla Macieja;)